Z miłości do drugiego człowieka: od pracy z dziećmi po opiekę nad seniorami
Pani Joanna, doktor pedagogiki, większość swojej kariery zawodowej poświęciła dzieciom. Przygotowywała nauczycieli przedszkolnych oraz wczesnoszkolnych do pracy z kilkuletnimi uczniami.
Kiedy zdecydowała się na radykalną zmianę i zaczęła pracę jako opiekun seniora, okazało się, że zdobywane przez lata umiejętności są bardzo cenne i przydatne w codziennej animacji czasu wolnego czy aktywizacji psychicznej osób starszych. Pani Joanna to opiekun o wielkim sercu, który do każdego seniora podchodzi indywidualnie, ale zawsze z tak samą wielką empatią i troską.
Co sprawiło, że zdecydowała się Pani na radykalną zmianę i podjęcie zupełnie nowej pracy w charakterze opiekuna seniora?
Do poszukiwań nowej pracy zmusił mnie bieg wydarzeń w moim życiu, a także sytuacja finansowa. W zeszłym roku przeczytałam, że według Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej osoby w wieku 55-64 lat, w tym i ja, stanowiły najliczniejszą grupę bezrobotnych (66%) poszukujących pracy. Nie chciałam się rejestrować jako bezrobotna i podwyższać statystki. Średnie bezrobocie pięćdziesięciolatków i starszych trwa ponad rok, ale w rzeczywistości wiele osób, mimo pomocy urzędów pracy, poszukuje zatrudnienia od 3 nawet do 5-ciu lat, dlatego wzięłam sprawę w swoje ręce. Stwierdziłam, że niczym już nie ryzykuję i nie mam nic do stracenia, podjęłam natychmiastową decyzję o nowej pracy. Myślałam o tym, co najlepiej potrafię robić w życiu i co mogę od siebie zaoferować światu. Oprócz wykształcenia pedagogicznego i dostatecznej znajomości języka niemieckiego, miałam takie atuty jak umiejętność nawiązywania kontaktów z ludźmi i ich słuchanie oraz chęć niesienia pomocy innym. Kiedy wszystko to wrzuciłam do jednego worka, okazało się, że w Niemczech potrzebują opiekunów osób starszych.
Czy obawiała się Pani nowej pracy?
Po części tak. Każda nowa, nieznana sytuacja budzi zawsze obawy, lęki i prowokuje do poszukiwania odpowiedzi na pytanie – „jak to będzie?”. Ta cała sytuacja jednak bardziej motywowała mnie do działania, niż budziła obawy, bo znalazłam szybkie rozwiązanie dla mojego problemu. Mocno wierzyłam, że dam radę. Znałam wcześniej język niemiecki. Na studiach i przy obronie doktoratu ponownie miałam okazję wykazać się znajomością zasad gramatycznych oraz umiejętnością tłumaczenia z niemieckiego na polski. Potem przez długi, długi czas zapomniałam, że poświęciłam ponad 10 lat na naukę języka niemieckiego – okazało się, że nauka nie poszła w las!
Jak przygotowywała się Pani do swojego pierwszego wyjazdu? Czy towarzyszyły Pani obawy w związku podjęciem zupełnie nowej roli?
Wszystko działo się dość szybko i nie miałam zbyt dużo czasu na dogłębne przygotowania. Poza ekspresowym rzutem oka do podręcznika z andragogiki i gerontologii, kursu pierwszej pomocy i powtórką podstawowych zwrotów z języka, nie zdążyłam przyłożyć się do niczego więcej. Po prostu wsiadłam do busa i znalazłam się w Nadrenii Północnej Westfalii, na moim pierwszym kontrakcie. Może zabrzmi to, jakbym była zbyt pewna siebie, ale nie obawiałam się nowej roli. Miałam wcześniej 7-letnie doświadczenie opieki dziadkiem po wylewie mózgu, przez 3 lata zajmowałam się również teściową z demencją i po udarze. Bardzo pomogło mi moje wykształcenie pedagogiczne i wieloletnia praca dydaktyczno – naukowa. Dodała mi też skrzydeł myśl, że to może być nowe i zarazem inne doświadczenie w obszarze moich dotychczasowych zainteresowań zawodowych. Wcześniej specjalizowałam się w pedagogice przedszkolnej i wczesnoszkolnej, a teraz mogłam spróbować swoich sił w edukacji dorosłych.
Jak wspomina Pani swoje pierwsze zlecenie?
Moje pierwsze zlecenie wspominam dobrze. Pojechałam opiekować się panią w wieku 90 lat, która mieszkała wraz z mężem. Podopieczna była osobą po operacji zastawek serca, z objawami demencji, raczej siedząca, poruszająca się o balkoniku, wymagająca aktywności intelektualnej. Wykonywałam przy niej wszystkie czynności pielęgnacyjne, ubierałam, rozbierałam, odprowadzałam do toalety. Sporo czasu poświęcałyśmy też na rozwiązywanie krzyżówek, czytanie gazet, oglądanie quizów. Czasami przygotowywałyśmy wspólnie obiad, kiedy małżonek wyraził zgodę. Pani instruowała mnie co po kolei mam jej podawać, kroić, mieszać – wszystko według jej przepisów. Czuła się potrzebna, a ja chętnie uczyłam się w ten sposób języka.
Jak najczęściej spędza Pani czas ze swoimi podopiecznymi?
Spędzanie wolnego czasu z podopiecznymi, to najprzyjemniejsza część mojej pracy. Każda z moich siedmiu Pań, którymi się do tej pory opiekowałam, miała inne potrzeby. Te potrzeby wynikały zaś z ich dotychczasowych zainteresowań, stylu życia, wykształcenia, nawyków, ale też obecnych ograniczeń wynikających z różnych dysfunkcji. W kilku przypadkach godzinami mogłyśmy rozwiązywać krzyżówki, rebusy, oglądać quizy w telewizji, a w innych frajdę sprawiało wrzucanie kulek do kubeczków, przesuwanie zakrętek z prawej do lewej na stole, obserwowanie tego, co dzieje się za oknem lub codzienne spacery bez względu na pogodę. Jeśli to tylko było możliwe, razem gotowałyśmy i miałam wówczas pomoc podczas przygotowania posiłków, mieszania ciasta, lepienia pierogów czy dekorowania ciasteczek. W innym przypadku sporo czasu przesiadywałyśmy w ogrodzie, który był głównym hobby mojej podopiecznej, obserwowałyśmy przyrodę, karmiłyśmy ptaki, pielęgnowałyśmy kwiaty. W jednym przypadku było też tak, że podopieczna namiętnie składała w kostkę serwetki, kuchenne ściereczki, ręczniczki. Jak zabrakło tych rzeczy przerzuciłyśmy się na składanie papieru i tworzenie prostych rzeczy z orgiami. Niekiedy oglądałyśmy zdjęcia z podróży, ze starych albumów wspominając członków rodziny i tworząc drzewo genealogiczne, czy po prostu grałyśmy w gry planszowe. Kiedy zdarzały się problemy z koncentracją i pamięcią stosowałam też ćwiczenia na słuchanie, szukanie brakujących wyrazów, kolekcjonowanie wyrazów zaczynających się na dana literę, dokańczanie powiedzeń i przysłów, wyjaśnianie synonimów. Do każdej podopiecznej podchodzę zawsze indywidualnie i staram się niczego nie wymuszać. Wykorzystuję naturalne okazje, które wynikają z biegu codziennych okoliczności – wtedy rodzą się nowe pomysły na spędzanie czasu. Dużo obserwuję, stosuję metodę prób i błędów, by naleźć sposób na chociaż jedną, małą aktywność podopiecznej. Jestem przekonana, że działaniu i robieniu nowych rzeczy, zawsze towarzyszy radość tworzenia. A jak jest radośnie, to chce się żyć.
Czy praca opiekuna to zajęcie dla każdego?
Zdecydowanie, jak do każdego zawodu, warto mieć predyspozycje, lubić to co się robi i mieć motywację do pracy. Praca opiekuna nie wymaga specjalnego, kierunkowego wykształcenia, a tym bardziej posiadania dyplomu z zakresu fizyki kwantowej. Do tej pracy prawie każdy nabywa uprawnienia w ciągu swojego życia i to poprzez życie uzyskujemy kompetencje do pracy opartej na relacji „człowieka z człowiekiem”. Wchodzi w grę wszystko to czego nauczyliśmy się i wynieśliśmy z domu: codziennych czynności typu robienie zakupów, gotowanie, dbanie o czystość, opiekowanie się członkami rodziny. Dużą role ogrywa kultura osobista, zachowanie tradycji, znajomość problemów świata, umiejętność radzenia sobie w nietypowych sytuacjach, a także życzliwość, empatia, cierpliwość i przede wszystkim otwarte, ciepłe serce.
Co powiedziałaby Pani swoim rówieśnikom, które obawiają się decyzji o życiowej zmianie?
Jeśli się czegokolwiek w życiu obawiamy, to tworzymy mentalne przeszkody. Kiedy myślimy o przeszkodach, a nie o rozwiązaniach, pojawiają się lęki. Wtedy nie jesteśmy w stanie podjąć najmniejszego ryzyka, bo paraliżuje nas lęk. Zatem, jeśli myślisz na serio o życiowej zmianie, to pomyśl, że to już zrobiłeś i że to już trwa. Nie dopuść do swojej głowy jakiejkolwiek obawy, że się nie uda. Jeśli jesteś gotowy na zmiany, to zrób to. Nigdy nie będziesz wiedział co tracisz, jeśli nie spróbujesz. Do odważnych świat należy bez względu na wiek, a wewnętrznemu sabotażyście powiedz „nie”.